Prawie zgodnie z planem wyjechalismy o 6.45 z Bydgoszczy. Agata tak jak mówila przyjechala, trzasnela kilka fotek i pomachala nam na pozegnanie. Sprawnie przejechalismy przez Polske (z jednym kontrolowanym poslizgiem) i ok. 10.30 przekroczylismy granice w swiecku. Niemcy jak to Niemcy – lubimy ich glównie za bezplatne autostrady. Na szczescie mielismy ze soba jedzenie ze stolów wigilijnych, takze nie musielismy korzystac z niemieckiej „kuchni” na stacjach benzynowych. Do Liege w Belgii dojechalismy ok. 21-ej, gdzie mielismy umówiony pierwszy nocleg z coachsurfing.com (dla nie wtajemniczonych – portal, za pomoca którego ludzie na calym swiecie goszcza sie nawzajem bez pobierania za to oplat. Goscila nas 19-letnia fanka Behemotha wraz z psem i 5 kotami (idealne na alergie) udostepniajac nam 2 pokoje. Pobudka o 6 rano i kierunek na Bordeaux. Francja to drogie paliwo, platne autostrady i ludzie, którzy niechetnie mówia po angielsku, takze trzeba bylo gimnastykowac sie w ich ojczystym jezyku. Na szczescie Sandra (druga osoba z coachsurfingu) okazala sie przemila osoba mówiaca dobrze po angielsku z zamilowaniami artystycznymi (krecenie i montaz filmów i teledysków). Podjela nas pyszna kolacja i winem, a wieczorem zabrala nas na przejazdzke po pieknym miescie Bordeaux.
Kolejny dzien to najwiekszy hard-core jak na razie. Budzik na 4.30 i 1600 km w 24 godziny. Beczka na hiszpanskim paliwie jakby dostala kopa i momentami osiagala nawet 145 km/h. W Algercisas bylismy ok. 21-ej, szybkie formalnosci z biletem na prom i ok. 23-ej opuscilismy Europe i naswym oczom ukazalo sie nabrzerze czarnego ladu.
Przeprawa trwala ok. 2 godziny i zaraz po zjechaniu na lad opedzeniu sie od osób robiacych nam jakies przyslugi i chcacych za to pieniadze skierowalismy sie na autostrade prowadzaca do stolicy Maroka – Rabatu. Krótka drzemka w samochodzie i rano ruszylismy zalatwiac formalnosci wizowe do ambasady Mauretanii. W oczekiwaniu na nasze paszporty poszlismy na spacerek po okolicy
Wieczorem do ambasady, gdzie zgodnie z zasada "afryka ma czas, a my mamy zegarki" poczekalismy sobie jakies 2 godziny, zeby w totalnym scisku dopchac sie do okienka, z ktorego czarna dlon podala nasze paszporty z wbitymi wizami do Mauretanii - aha na koniec dodam, ze tutaj jakies 25 stopni, cdn
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
super!!!!!!! kiedyś musi powstac z tego ksiązka !
OdpowiedzUsuńściskamy Was !!!! szacun!!!
Super, że piszecie tego bloga!!! Śledzimy!!! Powodzenia!!! Perła.
OdpowiedzUsuńPozdrówcie od nas Afrykę. Powodzenia. Trzymamy za Was kciuki. Famyilly skodixów.
OdpowiedzUsuńKurczę, trzymam za Was kciuki i siedząc przed kompem w pracy wspominam Maroko. Powodzenia, czekam na następne newsy. Ania
OdpowiedzUsuńCoś mi nie pasuje chronologicznie? Którego dnia był wyjazd z Bydgoszczy?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejne wieści.
OdpowiedzUsuńGoryl
Hehe ja tez śledze popijajac Yerbe czytam z zaciekawieniem i czekam na kolejne wpisy na blogu. Pozwodzenia:)) Mały
OdpowiedzUsuńSzczesliwego Nowego Roku!!!
OdpowiedzUsuńi uwaga na miny:)
czapla
dzieki za komentarze, jezeli chodzi o chronologie to wyjazd byl 25 grudnia, a pierwszego posta wrzucilislmy 28
OdpowiedzUsuńŚledzimy z zadziwieniem wasze poczynania i życzymy cudownego Sylwestra na obcej ziemi.Całujemy szczególnie Marcię.
OdpowiedzUsuńBogal
Dajecie, dajecie!!! Fajne fotki:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam bocian