dzisiaj kolejny szczesliwy dzien naszej podrozy. Bez zadnych problemow przejechalismy odcinek pomiedzy Nouadbihou i Nouakchott, gdzie 2 miesiace temu doszlo do porwania 3 Hiszpanow.
Dopiero po przejechaniu 7 tys km zobaczylismy typowy krajobraz pustynny z wydmamami
Czasami zatrzymywaly nas lokalne zwierzeta na drogach.
Po dotarciu do stolicy od razu skierowalismy sie do ambasady Senegalskiej w celu zalatwienia wiz. Usmiechniety urzednik obwiescil, ze wizy owszem, ale najczesniej w niedziele. Na sekretarce konsula nie zrobily wrazenia nasze argumenty, artykuly w gazecie itd. Impas !!! W idealnym momencie zadzwonila moja komorka z jakims dziwnym numerem. Okazalo sie, ze to pani Lucyna (mieszka w Mauretanii ok 25 lat), z ktora niestety nie udalo sie wczoraj spotkac w Nouadhibou. Nie wiem jakie koneksje posiada pani Lucyna w tym kraju, w kazdym razie spowodowala, ze konsul sam biegal po pokojach z naszymi wnioskami i za 2 godziny odebralismy nasze paszporty z wbitymi wizami. Nasza wdziecznosc nie zna granic.
Aby uczcic cud udalismy sie na plaze, gdzie wlasnie rybacy konczyli dzien i mozna bylo zjesc swiezutka rybke...
czwartek, 7 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Faktycznie to nad Wami czuwa opatrzność, oby tak do powrotu.
OdpowiedzUsuńPodglądam, podziwiam, pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńPaulo ;)
ps. nie ma jak to solidna zajawa... 3mam za Was!
Klimaciarze!! Zdrowia, wy3małości i szczęścia!
OdpowiedzUsuńczugi
a ja mialem problem zeby dzis do Koronowa dojechac ....
OdpowiedzUsuńinna skala ;-))
pozdrawiam i trzymajcie sie
model
zazdrościmy!!! ania k.pozdrawiamy czekamy na powrót
OdpowiedzUsuń