Mieszkamy w hotelu La Couchette, ktorego wlascicielem jest nasz niemiecki kumpel Wolf w dzielnicy Banjulu o nazwie Munjai.
Mamy tutaj juz nawet swoje rytualy typu sniadanie w postaci kawy i bagietki z majonezem w przydroznej budzie oraz kumpli w okolicy.
po 15 dniach spedzonych w afryce wypada wreszcie rozejrzec sie po okolicy tym bardziej, ze nie mamy juz gdzie ani czym gnac. W tym celu udalismy sie do Lamin Lodge czyli hotelu nad rzeka, gdzie mozna wynajac lodz i poplywac po rzece. I znowu negocjacje, az wreszcie znajdujemy sie na rzece, ktora ze wzgl na bliskosc oceanu jest slona i bogata w lasy namorzynowe i ostrygi.
Po drodze przewodnicy pokazywali nam pelno ptakow, z ktorych wiekszosc nie robila wrazenia, gdyz przypomionaly kanarki lub golebie... Doplynelismy do kokosowej wyspy, gdzie pogralismy z lokalnymi na bebnach i spowrotem do bazy, gdzie rasta-menadzer czekal na nas z pysznym obiadem i ze swoim swiezym zbiorem.
Nastepny przystanek - rezerwat Abuko. 3-godzinny spacerek po dzunglii. Okazuje sie, ze rzad Gambii utrzymuje specjalna policje (rangersow), ktorzy tropia i odbieraja ludziom trzymane nielegalnie w domach malpy, weze, krokodyle. Jest to spory problem tutaj. Zwierzeta takie przechodza specjalna kwarantanne i wypuszczane sa z powrotem do buszu.
wtorek, 12 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Trzymajcie się, pozdrawiamy z zasypanej sniegiem Bydgoszczy.Ania Jacek i Miśka
OdpowiedzUsuń